wtorek, 23 lipca 2013

Jesienne tradycje czyli gdzie są moje okulary


-Taki czuję smutek Boberku a jednocześnie wiem, że nie ma czemu. Jesień jest fajna bo później jest zima i można jajcarskiego bałwana ulepić i kąpać się w przeręblu i biegać nago po śniegu. Latem można pływać w jeziorze nocą na waleta a jesień jest jaka ... hmmmm.... bez sensu. Bo widzisz leziesz chodnikiem liście sobie leżą i szurają, ok fajne ale lada chwila zacznie padać i nie będzie tak fajnie.
-Nigdy nie zrozumiem Krecie twojego toku rozumowania i pojmowania przyjemności, ale nie to jest problemem. Problem widzisz Krecie  tkwi w tym, że trzeba i jesieni nadać sens i wykorzystać moment.
-Teraz to ja Cię nie rozumiem. 
- Krecie dwa słowa: Dzień Liścia - Krecik aż przystanęła otwierając szeroko oczy w pewnym momencie wydawały się być naprawdę wielkie bo miała na sobie okulary w których jak twierdziła widzi przez ściany, z zadowoleniem patrzyłam jak z każdą chwilą uśmiech na jej twarzy rośnie, w takich chwilach była jak małe dziecko które po raz pierwszy spróbowało czekolady. 
- Czy to znaczy to co ja myślę ?
- Mam nadzieję, bo jeśli chodzi ci po głowie policzkowanie wszystkich napotkanych osób to mamy problem - popatrzyłyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy głośnym i szczerym śmiechem.
-  A więc dzień liścia.
- Tak, Krecie Dzień Liścia.
Kiedy tylko zapadł wieczór a Krecik zdążyła zjeść z dziesięć solidnych dokładek zapiekanki na kolację, która również pieszczotliwie była nazywana przeglądem tygodnia. Wyślizgnęłyśmy się z internatu i postanowiłyśmy zrealizować nasz plan . Trzeba było namierzyć jak największe gromady liści, oczywiście solidnie zgrabionych , takich w których skład nie wchodziły psie kupy i inne niespodzianki . Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że takie oto gromady znajdują się w Parku przy Wąchockim Pałacu. Jak zwykle przydała się dobrze znana dziura w płocie. Sterty liści było widać z daleka całkiem nieźle oświetlone światem pobliskich latarni, park był całkowicie pusty i oprócz naszej paplaniny nie dało się  usłyszeć żadnego głosu. W pewnej chwili, jak byśmy czytały sobie w myślach zaczęłyśmy biec jak gdyby każda chwila dłużyła się niesamowicie a liściowe gromady miały stopnieć jak śnieg na wiosnę. Z impetem skoczyłyśmy w wielkie sterty zgrabionych przez pracowitego ciecia liści, turlałyśmy się w nich , podrzucałyśmy. Gdy nagle Krecik wstała i stwierdziła:
-Muszę zdjąć okulary! Pauza Boberku! Okulary!
Na jednej ze stojących nieopodal nas rzeźb zawiesiłyśmy moją czapkę i wypełniłyśmy ją tym no licealista może mieć najcenniejszego, więc w czapce znalazły się oczywiście Krecikowe pingle, telefony i guma kuleczka. Porządnie nagarnęłyśmy gromady by za chwilę znów wziąć rozpęd i rzucić się sprawiając że liście w odcieniach złotej polskiej jesieni rozleciały się na wszystkie możliwe strony. Ale ile można się tarzać w liściach? Zasapane i zmęczone umościłyśmy sobie legowiska, starając się złapać oddech
- O matko Krecie chyba muszę rzucić fajki, zaraz płuca sobie wypluje- wysapałam, moszcząc się na liściach
- Ja Boberku nie palę a też zaraz umrę. Taka śmierć na liściach była by fajna, bo chociaż wygodnie tak sobie poleżeć. Pewnie trochę by zajęło jak by ktoś nas tu znalazł.
- Wtedy to i tak wszystko jedno - zaśmiałam się patrząc na Kreta ,a ona pół serio pół żartem odparła
- Boberku, trzeba myśleć przyszłościowo. O pozycji do śmierci, o większym biuście i o dobrym jedzeniu- Cała Krecik pomyślałam, nie było dla niej wyższej wartości niż jedzenie.
- Chcesz większe cycki? to dawaj ! - i przewróciłam się na brzuch zaczynając nagarniać pod siebie jak największą ilość liści - patrz ja już mam jak Lolo Ferrari - zaśmiałam się do Krecika 
- Ja mam jak Pamela Anderson! - Krzyknęła Krecik - a wiesz Boberku kiedyś oglądałam z nią jakiś głupi film jak facet zaczął się do niej dobierać na lodówce ! rozumiesz to? na lodówce! - Krzyknęła krecik i zaczęłyśmy się śmiać, w pewnej chwili okazało się że nie tylko my. Popatrzyłam w stronę warsztatu tkackiego gdzie stali i rechotali się do rozpuku Waldemar, Powróz i jeszcze jeden nie zidentyfikowany osobnik który zdecydowanie miał dużo radości z tego co usłyszał i zobaczył, Krecik zwróciła na nich swoje Krecie oczy ale szybko je odwróciła w moją stronę i wykrzyknęła :
- O kurwa! O kurwa! Boberku kto to ?! Uciekamy ! Uciekamy! - i zerwała się do ucieczki, gdy nagle sobie przypomniała o okularach - Moje okulary! Moje okulary! Kurwa! Kurwa! Gdzie one są ?! - krzycząc biegała w kółko po parku zgięta w pół starając się wypatrzeć bezskutecznie czapkę ze skarbami swymi ślepymi oczami
Rechot niespodziewanych gości stał się jeszcze głośniejszy, a ja nieco zmieszana zaistniałą sytuacją ale jeszcze bardziej rozbawiona zachowaniem krecika jeszcze chwilę leżałam na gromadzie liści patrząc jak, biega wokół mnie krzycząc :
-Kurwa zgubiłam okulary! Uciekamy! 
Nagle oprzytomniałam i zrozumiałam że trzeba ratować Krecika, zerwałam się ze sterty liści chwyciłam ją za rękę, drugą szybko wzięłam czapkę i wybiegłyśmy z Parku. Dzień Liścia Wpisał się w naszą Wąchocką jesienną tradycję, lecz nigdy więcej nie wybierałyśmy liściowych gromad w pobliżu latarni, nigdy więcej nie poruszyłyśmy również wtedy tematu Lolo Ferrari ani Pameli. Lecz widok spanikowanego Krecika chaotycznie wykrzykującego myśli o ucieczce i ratowaniu honoru towarzyszył mi przez dłuższy czas tak samo jak rzucane na szkolnym korytarzu przez Waldemara : "Ja wiem..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz